w

Mam 54 lata, emerytury nie mam i nie będę mieć, bo nigdy nie pracowałam. A syn zamiast mi pomóc, doradził mi, żebym znalazła gdzieś pracę.

Niedawno mój syn przyszedł do mnie z informacją, że zamierza się ożenić. W pierwszej chwili byłam wstrząśnięta – przecież dzisiaj wiele młodych par najpierw żyje razem przez dłuższy czas, zanim zdecydują się na taki krok. Jednak dla niego nie było innej opcji. Jego narzeczona, Sara, naciskała na szybki ślub i wydawało się, że dla nich to była oczywista decyzja.

Byłam pełna obaw, szczególnie gdy pomyślałam o ich sytuacji finansowej. Sara pochodziła z niezamożnej rodziny, która ledwo wiązała koniec z końcem. Do naszego miasta przyjechała, żeby podjąć studia, praktycznie bez żadnych środków na własne utrzymanie. Jednak mój syn postanowił, że nie będzie czekać – mimo zaledwie kilku miesięcy znajomości, był przekonany, że chce się z nią związać na całe życie.

Trudności związane z wynajmem mieszkania

Jednak plany ślubne syna okazały się jedynie początkiem kłopotów. Głównym problemem stała się jego propozycja dotycząca mieszkania, które wynajmuję. To lokum jest dla mnie podstawowym źródłem utrzymania – to z pieniędzy z wynajmu mogłam przez lata opłacać rachunki i zapewniać sobie stabilność finansową.

Teraz syn i jego narzeczona chcieli, abym opróżniła mieszkanie, aby mogli się tam osiedlić. Zaskoczyła mnie jego postawa; trudno było mi uwierzyć, że mój własny syn tak lekko podszedł do mojej sytuacji finansowej. Kiedy zapytałam, jak wyobraża sobie moje życie bez tego dochodu, odpowiedział bez namysłu: „Zacznij pracować, choćby jako sprzątaczka lub kasjerka, mamo”.

Źródła grafik: Pixabay, Imgur, Freepik