Kiedy na świat przyszedł synek mojej siostry Renaty, cała rodzina była przepełniona radością. Igor, jej mąż, starannie zaplanował czas wolny, aby towarzyszyć żonie i dziecku przy wypisie ze szpitala i osobiście ich odebrać. Wszystko zdawało się być dopięte na ostatni guzik.
Jednak w dniu wypisu los spłatał figla. Renata zadzwoniła do mnie, prosząc o pomoc – Igor nie zjawił się o umówionej godzinie i nie odbierał telefonu. Zaniepokojona, wsiadłam do samochodu i ruszyłam do szpitala, aby zabrać ich do domu.
Szokujące powitanie w domu
Gdy odwiozłam Renatę z maleństwem do ich mieszkania, zaprosiła mnie na chwilę do środka, by napić się herbaty. To, co zobaczyłyśmy po wejściu, wprawiło nas w osłupienie. Wnętrze mieszkania było lodowato zimne, a wszędzie leżał śnieg – wszystkie okna były szeroko otwarte, a wiatr niósł płaty śniegu prosto do środka.
Renata spojrzała na mnie z przerażeniem i zaczęła rozważać różne scenariusze, co mogło się stać z Igorem. Niepewna sytuacji i martwiąc się o bezpieczeństwo noworodka, postanowiła, że najrozsądniej będzie wrócić z dzieckiem do rodziców, przynajmniej na jakiś czas.