Moja mama miała mnie, będąc jeszcze bardzo młodą kobietą. Nie znałam mojego biologicznego ojca, a wspomnienia o nim nigdy nie pojawiały się w rozmowach. Wydawał się zupełnie nieobecny, jakby od zawsze był tylko niewyraźnym cieniem. W tamtym czasie zupełnie mi to nie przeszkadzało – miałam przecież mamę, którą uważałam za całą swoją rodzinę, wystarczającą i pełną.
Kiedy skończyłam dziesięć lat, moja mama przedstawiła mi swojego nowego partnera. Długo nie potrafiłam go zaakceptować, nie rozumiejąc, dlaczego ktoś miałby wkroczyć do naszej małej, bezpiecznej przystani. Wydawało mi się, że on nas tylko rozdzieli. Ale życie miało wobec nas inne plany, bo niedługo potem wzięli ślub, a ja musiałam pogodzić się z przeprowadzką do nowego domu. Pierwszy raz miałam własny pokój, a wspólne spacery i spotkania z nowym „ojcem” stawały się powoli codziennością. Choć on sam był wobec mnie pełen serdeczności, ja długo wątpiłam, że kiedykolwiek zaakceptuję go jako członka rodziny.
Choroba mamy i oddanie ojczyma
Dwa lata później nasza rzeczywistość drastycznie się zmieniła. Moja mama nagle podupadła na zdrowiu i trafiła do szpitala. Przeszła ciężką operację, ale mimo wypisania do domu, wciąż była słaba, a gorączka nie ustępowała. Obserwowałam to wszystko z niepokojem, ale nie rozumiałam w pełni, co się dzieje. Ojczym, pełen obaw, niemal nie opuszczał jej na krok – pamiętam, jak bez przerwy dzwonił, umawiał wizyty, organizował coś w pośpiechu, byleby tylko znaleźć pomoc. Zabrał ją na kolejną operację, tym razem w prywatnej klinice, do której dojazd kosztował nas samochód, który niedawno kupił.
Dopiero po latach dowiedziałam się, jak wielkich wyrzeczeń wymagało to od niego. Poświęcił nie tylko auto, ale także cenną kolekcję win, którą zbierał latami. Gdy spytałam go o auto, pamiętam, jak po prostu odpowiedział, że „zamienił je na zdrowie mamy”. Te słowa mocno utkwiły mi w pamięci i od tamtej chwili patrzyłam na niego zupełnie inaczej. W moim sercu narodziło się wtedy coś nowego – poczucie, że w końcu mam prawdziwego ojca. Od tego momentu zaczął być dla mnie „tatą”.