w

Ciężko pracowałam, by wydać trzecią córkę za mąż. Całe życie poświęciłam rodzinie.

Życie potrafi zaskakiwać i zmieniać się w mgnieniu oka. Śmierć mojego męża była takim momentem – nagłym i trudnym. Zostałam wtedy sama z trzema małymi córkami, na wsi, gdzie każdy dzień to nie tylko obowiązki domowe, ale i ciężka praca na roli. To był początek nowego etapu, pełnego wyzwań i zmagań. Moje życie wypełniły obowiązki – dbanie o dom, gotowanie, sprzątanie, a także ciężka praca w polu. Z dnia na dzień wszystko spadło na moje barki.

Byłam nie tylko matką, ale i jedynym żywicielem rodziny. Czas upływał mi na nieustannej pracy, bez wytchnienia, by zapewnić dziewczynkom jak najlepsze życie. Moje dni były długie i intensywne, a noce krótkie. Wypełniałam każdą chwilę obowiązkami, aby mieć pewność, że moim córkom niczego nie brakuje.

Nadejście wsparcia – dorastająca córka na pomoc

Wszystko zaczęło się stabilizować, kiedy najstarsza córka skończyła dziesięć lat. Właśnie wtedy stała się moim wsparciem w codziennych trudach. Opiekowała się młodszymi siostrami, pozwalając mi na chwilę odetchnąć i zająć się innymi obowiązkami. Sąsiadka Maria również okazała nam wielką pomoc – miała na nie oko, kiedy ja musiałam być w pracy.

To był pierwszy znak, że nasze życie staje się bardziej uporządkowane. Z czasem dziewczynki dorastały, były coraz bardziej niezależne i potrafiły odnaleźć się w trudnych warunkach. Miałam nadzieję, że kiedyś nadejdzie moment, gdy będziemy mogli żyć spokojniej i cieszyć się tym, co razem osiągnęłyśmy.

Źródła grafik: Pixabay, Imgur, Freepik